Tej jesieni z powodu bardzo niskiego stanu wody i głośno warczących ratraków nie mięliśmy okazji oglądać ani bukowiska ani rykowiska pomimo, iż byliśmy w idealnym czasie. Jednak w przyrodzie nic nie ginie i jeśli czegoś co chcemy nie ma to w zamian za to zobaczymy coś całkiem innego czego się nie spodziewamy. W tym roku były to żurawie i to w niesamowitej ilości. Ze względu na fakt, iż na Długiej Luce ani na Carskiej ani o wschodzie ani o zachodzie słońca nie widzięliśmy łosi, dużo czasu spędziliśmy po drugiej stronie na polach i łąkach. Żurawie – dość niepłochliwe, pojedyncze, w parach i większych stadach a także w ogormnych kluczach zlatujące się na noclegowisko. Ich ilość często zapierała nam dech w piersiach, a tym bardziej donośny klangor.
Rano i wieczorem na niebie grupki i większe klucze przelatujących żurawii – to był standardowy widok tego wyjazdu. Popołudniami całe stada można było spotkać na żerowisku, na skoszonych polach kukurydzy, która tak chętnie przyciąga te piękne ptaki.
Im bliżej zachodu słońca tym na polach zlatywały się coraz to większe ilości żurawii, by później gdy zrobi się lekko szaro mogły cicho i niezauważalnieprzelecieć na noclegowisko.
Największe szczęście mięliśmy już w drodze powrotnej do domu, kiedy to na pożegnanie pojechaliśy na ostatni objazd po polach. Zatrzymaliśmy się przy polu gdzie co chwila zrywało się trenujące przed odlotem bardzo duże stado czajek, szpaków i kwiczołów. Wysiadając z samochodu mogliśmy usłyszeć klangor nadlatujących żurawii. Jako, że pogoda była piękna (koniec września, a my w krótkich rękawkach) postanowiliśmy jeszcze przejść się drogą po polach i popatrzeć na przelatujące klucze i posłuchać tego pięnego dźwięku jakim jest klangor. Idąc drogą zobaczyliśmy na górce stadko żurawii, aby ich nie płoszyć usiedliśmy na środku polnej drogi i przez lornetkę oglądaliśmy jak ptaki spokojnie żerują. Po ok 30 minutach z różnych stron zaczęły nadlatywać kolejne klucze, najpierw po kilka – kilkanaście sztuk aby za chwilę naszym oczom mógł ukazać się niesamowity widok kilkunastu kluczy po kilkadziesiąt osobników. Żurawie tuż nad naszymi głowami schodziły do lądowania. Niestety nie mamy zbyt długich obiektywów i zdjęcia nie oddają tego jak blisko nas siadały nieprzejmując się naszą obecnością. Widok i wrażenie przelatujących nad głowami takich ilości żurawii jest niesamowity. Postaramy się wrzucić jakiś film, choć kręcony z ręki lustrzanką bez funcji autofokusa raczej nie będzie powalający, ale może choć trochę odda to jaką adrenalinę czuliśmy w tym momencie.
Lądujące na polu przed nami stada żurawii.
Nadlatujące z różnych stron stada i wielkie klucze.
Przelatujące tuż nad głową (zdjęcie robione z ziemi, gdzie kucaliśmy)
Te czarne plamy nad lasem i po bokach to nalatujaće klucze.
To zdjęcie pokazuje jak są blisko i jak nic nie robią sobie z naszej obecności.
Żurawie przelatujące z miejsca na miejsce ( w ten sposób chyba ćwiczyły przed odlotem na zimowisko )
Kolejna część z serii „Wspomnienia z jesieni” już niebawem 🙂
powrót do części I lub więcej zdjęć w części III