Od jesiennego wyjazdu minęło sporo czasu, ale niestety praca i brak wolnej chwili uniemożliwiały żeby choć trochę przysiąść do zdjęć z Biebrzy. Jednak w końcu powoli się odkopujemy 🙂 Serię jesiennych wpisów z cyklu „Wspomnienia z jesieni” zaczniemy z grubej rury, a mianowicie od zdjęcia gatunku, o którym marzyliśmy już od dawna, a którego nie widzieliśmy jeszcze ani razu nad Biebrzą, a mianowicie – od sowy. Jadąc na spotkanie z Królem Biebrzy przemknął nam dziwny kształt wystający z drzewa, nie chciało nam się wierzyć żebyśmy mieli aż takie szczęście i to w dzień, ale zawróciliśmy i nie myliliśmy się. Z dziupli w spruchniałym drzewie, w której kiedyś mieszkały dzięcioły wystawała puszysta głowa z czarnymi, błyszczącymi paciorkami. Niestety nasza radość i podniecenie z widoku tego pięknego ptaka nie pozwoliły nam na wykonanie dobrego zdjęcia, bo ręce trzesły się nam, żeby tylko zdążyć zanim odleci. Puszczyk popatrzył chwilę na nas, w prawo w lewo i schował się w dziupli. Ale my zdjęcie mamy i w końcu widzieliśymy sowę, o której tak marzyliśmy 🙂
Podczas tego wyjazdu mieliśmy szansę jeszcze usłyszeć puszczyka w nocy i tuż przed wschodem słońca kiedy to czekaliśmy na łosia, który miał się pokazać przy wodopoju (byk pokazał się, ale o tym we wpisie, który będzie poświęcony właśnie łosiowi 😉 )